sobota, 7 grudnia 2013

ROZDZIAŁ VI

VIOLETTA:


- Diego co Ty robisz?! - zapytałam go nerwowo - jakim prawem?
- Violu, Kochanie, ja nie chciałem, ale...
- Nie ma żadnego ale, nie ma żadnego Violciu, nie ma żadnego Kochanie. - byłam na niego strasznie wkurzona. Wkurzona? Pff.. to mało powiedziane! - Tłumacz mi się tu. Dlaczego, hm..?
- Skarbie, ja na prawdę nie chciałem, ale Twój telefon zaczął wibrować i zobaczyłem co to i okazało się, że to sms od Leona.
Sms od Leona? Co on ode mnie chciał. Przecież myślałam, że po tym co mi zrobił nie będzie miał odwagi się kiedykolwiek odezwać, a jednak. Może to dobrze. Ciągle go kocham, zresztą o czym ja myślę. Pewnie się pomylił i przez przypadek wysłał do mnie go wysłał...
-Violetta, Violetta, ej żyjesz? - wyrwał mnie z zamyśleń głos Diega.
- Nie, umarłam. Czytałeś tego sms'a od Leona?
-Nie zdążyłem, bo weszłaś i zaczęłaś na mnie krzyczeć.
- I bardzo dobrze, że zaczęłam na Ciebie krzyczeć, bo pewnie byś coś do niego głupiego wysłał, albo coś w tym stylu - darłam się na niego jak opętana - Wiem do czego jesteś zdolny. Za dobrze Cię znam, a teraz się wynoś z mojego domu i nie chcę Cię tu więcej widzieć!
- Violu..
-Wynoś się stąd !!! - krzyczałam na niego ze łzami w oczach
-Przepraszam. - i wyszedł. To chyba nawet dobrze, że sobie poszedł. Miałam go dość. Nie poznawałam już go. Wcześniej był dla mnie wszystkim. Mogłam mu zaufać, powiedzieć o wszystkim. Był dla mnie jak Leon przed laty. Był moim oparciem, a teraz, nie mogłam na niego patrzeć. Zaczęłam łkać.
-Violu, coś się stało? - spytała troskliwie Camilla. Chociaż na niej mogłam polegać.
-Same złe rzeczy. - Odpowiedziałam jej płacząc.
- Opowiadaj. Mam czas, a nawet jeśli będziesz chciała to zostanę u Ciebie na noc. Zgadzasz się?
-Bardzo chętnie. Jezu jak się cieszę, że Cię mam. - Przytuliłam ją mocno.

DIEGO: 

Matko jak ja mogłem być takim idiotą i wziąć ten telefon do ręki. Co mnie podkusiło? Ale to imię, ono brzmiało ta fałszywie. Nie mogę mu wybaczyć do tej pory, że zdradził Violettę z tą przebrzydłą Larą. Co on w niej widział ? Nie rozumiem. Gdy tak szedłem ulicą i rozmyślałem, natknąłem się na kogoś na ulicy, podniosłem głowę i kogo ujrzałem? No tak oczywiście wspaniałą Larę.
- Cześć. Sorry, nie chciałem. Nara. - Nie miałem ochoty z nią gadać.
-Ej, ej, ej. Gdzie się tak śpieszysz, hm.. ? - Złapała mnie za rękę.
- Nie Twój interes, mała - powiedziałem i odeszłem. Zaczęła, mnie gonić. - Czego Ty ode mnie chcesz? - zapytałem się jej krzycząc.
-Może grzeczniej? Pogadać chciałam z Tobą. - Nie dawała za wygraną.
- Nie mamy o czym. - Oznajmiłem.
- A jednak. Co tam u Violetty? - Tym pytaniem mnie zaskoczyła.
- Ciebie to jednak najmniej powinno obchodzić.
- Co Ty taki oschły jesteś? Rozluźnij się. - Zaczęła mnie macać po ramionach, twarzy, moim brzuchu, i wreszcie dotarła do krocza.
-Co Ty robisz?! - wydarłem się na nią - nie zagalopowałaś się przypadkiem? Co może ze mną chcesz zrobić to samo co z Leonem < brzydziłem się wypowiadać to imię > odbić Violettcie?
- Zgadłeś - zrobiła szyderczą minę - tylko wiesz Leon mnie naprawdę nie kochał. On ciągle kocha tą pustą lalę. Więc go porzuciłam. 
- Dziewczyno czy ty siebie słyszysz? Nie mamy o czym rozmawiać.
Odszedłem od niej. Nie mogłem uwierzyć. Lara chciała mnie zaciągnąć do łóżka, tylko po to by zrobić przykrość Violi, ale ja nie byłem taki jak Leon. Nie dałem się uwieść.

***
Wreszcie się zmobilizowałam, żeby napisać VI rozdział , VII i VIII zaraz napiszę i będę miała z głowy :) Proszę o Komentarze i +1, oraz obserwowanie. / Caminatorka